— Bijmy się zatem! — zawołał Petit-Pierre z uniesieniem. — Głos ludu jest głosem Boga! ufam głosowi Jana Oullier’a.
— Bijmy się! — powtórzył margrabia.
— Bijmy się! — rzekł Ludwik Renaud.
— A zatem — spytał Petit-Pierre — na kiedy oznaczamy wybuch powstania?
— Ale — zauważył Gaspard — czyż nie było postanowione, że nastąpi 24-go?
— Tak; ale ci panowie wysłali rozkaz odwołujący.
— Jacy panowie?
— Ci panowie z Paryża.
— Nie uprzedzając o tem księżnej pani? — zawołał margrabia. — Za mniejsze przewinienia ludzie bywają skazywani na rozstrzelanie.
— Przebaczyłem — rzekł Petit-Pierre, wyciągając rękę. — Zresztą ci, którzy to uczynili, nie są wojownikami.
— To odroczenie jest poprostu katastrofą! — rzekł Gaspard półgłosem — i gdybym był o niem wiedział...
— To co? — spytał Petit-Pierre.
— Może nie byłbym podzielał zdania wieśniaka.
— Trudno — rzekł Petit-Pierre — słyszałeś, kochany panie Gaspard: piwo nawarzone, trzeba je wypić! Wypijmy je zatem wesoło! Margrabio Souday, postaraj się znaleźć pióro, atrament i papier na tym folwarku, gdzie twój przyszły zięć ofiarował mi uprzejmie schronienie.
Niebawem margrabia wypełnił żądanie Petit-Pierre’a, który charakterem wyraźnym i śmiałym napisał, co następuje:
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/505
Ta strona została przepisana.