które niweczyło najdroższe jego nadzieje, wpadł w rozpacz.
Rozumiał, że uczucie, jakie Berta okazywała mu z taką swobodą, rozłączało go z Maryą skuteczniej, niż uczyniłaby odraza tej ostatniej. Wyrzucał sobie, że zachęcał Bertę milczeniem i tą swoją głupią nieśmiałością; ale daremnie się łajał, nie posiadał potrzebnej siły ducha, by sprostować pomyłkę, która godziła w uczucie, droższe dlań niż życie. Nie miał dostatecznej stanowczości, by doprowadzić do wyjaśnienia szczerego i kategorycznego, i uważał za rzecz zupełnie niemożliwą powiedzenie tej pięknej pannie, której może zawdzięczał ocalenie życia: „Panno Berto, ja nie panią kocham“.
Przez cały wieczór szukał sposobności, by pomówić z Maryą; ale Marya unikała go z taką samą gorliwością, z jaką on usiłował się do niej zbliżyć, tak, że w końcu musiał zaniechać myśli zwrócenia się do niej z prośbą o pośrednictwo, jak to był zamierzył.
Zresztą straszne słowa: „Nie kocham pana! dźwięczały mu nieustannie w uszach, jak dzwon żałobny. Skorzystał zatem z chwili, w której nikt, nawet Berta, nie zwracał na niego uwagi i udał się, a raczej uciekł, do swego pokoju. Tu rzucił się na wiązkę słomy, którą Berta przygotowała dla niego swemi białemi rękami, ale głowę miał w ogniu, a serce takie wzburzone, że niebawem wstał i, korzystając z bezsenności, zaczął szukać pomysłu. Po trzech kwadransach usilnej pracy wyobraźni, nareszcie pomysł znalazł.
A polegał on na tem, że to, co nie dało się powiedzieć, można było napisać. Ale, chcąc stąd wyciągnąć jakąś korzyść, Michał nie powinienby być przy odczytaniu przez Bertę listu, który odsłoni jej tajemnicę jego
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/509
Ta strona została przepisana.