Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/514

Ta strona została przepisana.

— Nie odparł sucho Jan Oullier — po nauczce, jaką otrzymałem w Montaigu, stałem się ostrożny, nie opuszczę swego stanowiska; ale — dodał z lekką ironią — skoro panu potrzebne świeże powietrze na wyleczenie się z bólu głowy, dlaczego pan nie wybierze się do Nantes?
Wobec takiego pomyślnego obrotu sprawy Michał zarumienił się po uszy; niemniej jednak drżały obawy, że w ostatniej chwili wybieg może się nie udać.
— Może pan ma słuszność — wyjąkał — ale i ja się boję.
— Co? taki zuch, jak pan, nie powinien obławiać:się niczego — rzekł Jan Oullier, który wstał z legowiska i, otrząsając się ze słomy, skierował się ku bramie, jak gdyby nie chcąc dać młodzieńcowi czasu do namysłu.
— W takim razie... — zaczął Michał.
— No, co tam jeszcze? — spytał Jan Oullier, zniecierpliwiony.
— Pan wyjaśni przyczyny mego wyjazdu panu margrabiemu i przeprosi w mojem imieniu...
— Pannę Bertę? — rzekł Jan Oullier szyderczo. — Niech pan będzie spokojny.
— Powrócę jutro — rzekł Michał, wychodząc za bramę.
— O! niech się pan baron nie śpieszy. Jeśli nie jutro, to pojutrze — ciągnął dalej Jan Oullier, zamykając ciężką bramę za młodzieńcem.
Odgłos tej zamykającej się za nim bramy odbił się bolesnem echem w sercu Michała; myślał w tej chwili nietyle o trudnościach położenia, z którego pragnął się