Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/519

Ta strona została przepisana.

chał zrozumiawszy, i wsunął do szerokiej łapy Trigaud’a złotą monetę.
— Jestem tutaj z rozkazu Petit-Pierre’a — szepnął — pilnujcie mi konia przez kilka minut; muszę załatwić coś bardzo ważnego.
Aubin skinął głową na znak zgody, a baron Michel rzucił mu na ręce cugle swego konia i zawrócił do miasta.
Na nieszczęście, jeśli droga śród tłumu była trudna dla jeźdźca, nie była bynajmniej łatwiejsza dla piechura. Michał napróżno rozpychał się łokciami, wsuwał się między ludzi, narażał się dziesięć razy na przejechanie przez wozy z sianem i z kapustą; musiał w końcu zrezygnować i iść wraz z prądem, tak, że gdy dotarł do miejsca, gdzie ujrzał młodą wieśniaczkę, już jej tam, oczywiście, nie było. Domyślając się, że podobnie, jak towarzyszki, skierowała się ku targowi jarmarcznemu, udał się również w tamtą stronę, przyglądając się wszystkim mijającym go wieśniaczkom z taką baczną ciekawością, że narażał się na drwinki, a nawet omal nie na kłótnie. Wszelako ani jedna ze spotykanych wieśniaczek nie była tą, której szukał. Przebiegł przez cały plac targowy i ulice przylegające i nie dostrzegł nikogo, przypominającego urocze zjawisko z mostu Rousseau...
Zniechęcony, myślał już o powrocie do swego konia, gdy na rogu ulicy du Château, w odległości jakich dwudziestu kroków, ujrzał spódnicę w czerwone pasy i kwiaty, i pelerynkę z wełny popielatej, która pobudziła tak bardzo jego ciekawość. Chód młodej dziewczyny w stroju prosta, czym był to niewątpliwie wytworny chód Maryi; jej to kibić, smukła i gibka, zarysowywała się pod fał-