Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/520

Ta strona została przepisana.

dami grubego materyału; jej włosy jasne wydobywały się bujną falą z pod czepeczka, te włosy, które, splecione w grube warkocze, tylokrotnie budziły podziw Michała.
Niepodobna było się omylić, młoda wieśniaczka i Marya stanowiły jedną i tę samą osobę, a Michał był tak silnie o tem przekonany, że nie śmiał wyprzedzić chłopki, by jej się przyjrzeć z blizka, i przeszedł na drugą stronę ulicy.
Ten manewr strategiczny wystarczył, by mu dowieść, że się nie omylił. Po co Marya przybyła do Nantes? Dlaczego przybyła w tem przebraniu? Oto pytania, które Michał sobie zadawał, nie mogąc ich rozstrzygnąć; zebrał się na odwagę, i miał już zaczepić młodą dziewczynę, gdy ujrzał, że, przybywszy przed dom pod nr. 17 na ulicy du Château, pchnęła drzwi tego domu, nie zamknięte widocznie, i znikła w nich.
Michał pobiegł do tych drzwi, ale tym razem były zamknięte. Młody baron stanął w progu w bolesnem osłupieniu, nie wiedząc, co począć i mniemając, że śnił. Nagle uczuł, że ktoś uderzył go z lekka w ramię; drgnął, odwrócił się i ujrzał notaryusza Loriota.
— Jakto! pan tutaj? — zapytał ten tonem najwyższego zdumienia.
— I cóż w tem takiego dziwnego, że ja jestem w Nantes, panie Loriot? — zapytiał Michał.
— Niech pan mówi ciszej i niech pan nie stoi przed temi drzwiami, jak gdyby pan chciał tu wrosnąć; radzę uczciwie.
— Ależ, panie Loriot, jakaż mucha cię ukąsiła? Wiedziałem, że jesteś ostrożny, ale nie miałem pojęcia, że aż do tego stopnia.