Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/521

Ta strona została przepisana.

— Nigdy nie można być dosyć ostrożnym, Przechadzajmy się, rozmawiając, to jedyny sposób, żeby na nas nie zwrócono uwagi. — Poczem, ocierając chustką w kraty potem oblane czoło, dodał: — Jak ja się znów strasznie kompromituję!
— Przysięgam, panie Loriot, że nie rozumiem ani słowa z tego, co pan chce mi powiedzieć — odparł Michał.
— Nie rozumisez, co chcę ci powiedzieć, nieszczęśliwy młodzieńcze? Nie wiesz zatem, że jesteś w spisie osób podejrzanych i że wydano rozkaz zaaresztowania ciebie?
— A więc niechże mnie aresztują! — rzekł Michał niecierpliwie, usiłując sprowadzić znów notaryusza naprzeciwko domu, w którym znikła Marya.
— A! niech pana zaaresztują? Przyjmuje pan tę nowinę wesoło! Ale może pan jest filozofem. Muszę jednak oznajmić panu, że ta sama nowina, która panu wydaje się taka obojętna, wywarła na pani baronowej takie wrażenie, iż, gdyby nie to nasze przypadkowe spotkanie, niezwłocznie po powrocie do Légé wyruszyłbym szukać pana. Nie mogę bowiem ukryć przed panem, że duszę pani baronowej szarpie zgryzota, a serce jej trawi niepokój.
— O Boże! co pan mówi! — westchnął boleśnie Michał, którego notaryusz ugodził w najsłabszą stronę serca.
— Wszak pan wie dobrze, czem pan jest dla matki, nie zapomniał pan, sądzę, jaką pieczołowitą miłością otaczała pana zawsze. Niechże pan zatem sam osądzi, jakie pani baronowa znosi męczarnie, wiedząc, że pan codziennie naraża się na straszne niebezpieczeństwa! Nie