Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/523

Ta strona została przepisana.

— Przyrzekam, przyrzekam — odparł młodzieniec, który czuł wprawdzie całą słuszność słów notaryuszia, ale któremu pilno było pozbyć się go, albowiem obawiał się, że Marya wyjdzie z domu, gdy on będzie rozmawiał z Loriot’em.
— Dobrze — rzekł notaryusz — zresztą jedynie w Logerie będzie pan bezpieczny; tylko opinia, jaką cieszy się pani baronowa, może pana uchronić od skutków pańskiego postępowania. Od pewnego czasu popełnia pan szaleństwa, o które niktby pana nie posądzał; musi pan sam to przyznać.
— Przyznaję — odpowiedział Michał zniecierpliwiony.
— Tego tylko chciałem. Grzesznik, spowiadający się, jest już w połowie nawrócony. A teraz żegnam pana; muszę jechać o jedenastej.
— Pan wraca do Légé?
— Tak, z młodą damą, którą mają niebawem przyprowadzić do mnie do hotelu, inaczej byłbym najchętniej panu ofiarował miejsce w swoim kabryolecie.
— Ale nadłoży pan jakie pół mili drogi, żeby mi oddać przysługę, nieprawda?
— Oczywiście i to z największą przyjemnością, kochany panie Michale odparł notaryusz.
— W takim razie, błagam pana, niech pan wstąpi do Banloeuvre i odda ten list pannie Bercie.
— Dobrze; ale, na Boga — rzekł notaryusz z przerażeniem — niech mi go pan wręczy ostrożnie! Zapomina pan ciągle, w jakich jesteśmy okolicznościach, a ja konam ze strachu.
— Istotnie, widzę, kochany panie Loriot, że pan nie może ustać na miejscu; na widok nadchodzących ku