— Bądźcie miłosierni, litościwi panowie, bądźcie miłosierni dla biednego woźnicy, któremu własny wóz obciął nogi! Może chociaż kawałek chleba!
— Dobrze, dostaniesz chleba, nieboraku — odparł kapral — zupy, a z zupą, jeśli starczy, i kawałek mięsa. A ty, co nam dasz wzamian, hę?
— Litościwi panowie, będę się za was modlił — odpowiedział Krótka-Radość.
— To nie może zaszkodzić — rzekł kapral — zapewne, to nie może zaszkodzić; ale to nie wystarczy. Słuchaj, nie masz tam jakiej facecyi w zanadrzu?
— Co pan chce przez to powiedzieć? — spytał Krótka-Radość, udając niewiniątko.
— Chcę powiedzie, że, jakkolwiek szpetne z was szpaki, niemniej umiecie może gwizdać jakie ładne melodye. W takim razie, muzyką zapłacicie za chleb, za zupę i za mięso.
— Aha! rozumiem. Tego się nie odmawia, panie oficerze! — rzekł Aubin, pochlebiając swemu interlokutorowi. — Jeśli pan będzie dla nas litościwy, czyż to nie słuszne, że my, odwdzięczając się, będziemy się starali zabawić nieco pana i pańskie towarzystwo?
— Zabaw nas tedy, bo nudzimy się dyabelnie w tym twoim łajdackim kraju!
— A więc, postaramy się pokazać coś, czego panowie nigdy jeszcze nie widzieli.
Żołnierze, zaciekawieni, otoczyli żebraków w milczeniu, a Krótka-Radość, który dotychczas siedział na ramionach Trigaud’a, poruszył nogami, na znak, że chce być złożony na ziemi; Trigaud zaś, ze zwykłem biernem posłuszeństwem dla woli swego pana, posadził go na kawałku muru, nawpół zarośniętym pokrzywami.
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/530
Ta strona została przepisana.