Tak siedząc, Krótka-Radość podniósł z ziemi kamień i podał go Trigaud’owi. Ten zaś, nie czekając na dalsze polecenia, ścisnął kamień w palcach, poczem otworzył dłoń na które, ukazał się kamień na proch zamieniony.
— A to, ci Herkules! — zawołał kapral.
Trigaud, z całym spokoje, popisywał się w dalszym ciągu swoją siłą. Pochwycił dwóch żołnierzy za pasy ładownicy, podniósł ich powoli, potrzymał przez kilka minut w powietrzu, poczem postawił na ziemi, z zupełną swobodą. Żołnierze wynagrodzili go grzmiącymi oklaskami. Następnie Trigaud poprosił dwóch innych żołnierzy, żeby siedli okrakiem na ramionach pierwszych i podniósł wszystkich czterech z mało co większym wysiłkiem niż poprzednio dwóch. Dalej, wydobywszy z kieszeni podkowę, Trigaud zgiął ją we dwoje, jak człowiek zwykły złożyłby pas rzemienny. Po każdej takiej sztuce Trigaud zwracał na Aubin’a oczy, które żebrały o uśmiech, a Krótka-Radość, skinieniem głowy dawał znak, że jest zadowolony.
— Dotąd zarobiłeś, tylko zupę — rzekł wreszcie — teraz trzeba zasłużyć na nocleg. Bo, nieprawda, litościwi panowie, że, jeżeli mój kolegia dokaże jeszcze większego cudu, dacie nam wiązkę słomy i kącik w stajni, żebyśmy mogli spocząć?
— Najpierw, niech pokaże sztukę, a potem pogadamy! — zawołali chórem żołnierze.
— Czy macie tutaj, pano wie, wielki kamień, a może tarcicę dębową, coś, co waży tysiąc dwieście, albo tysiąc pięćset?
— Jest kamień młyński, który umieściliśmy przed oknem lochu — odezwał się jeden z żołnierzy.
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/531
Ta strona została przepisana.