— Patrzcie — ich! — zauważył jeden z żołnierzy — niczem kochankowie.
— Nie — odparł sierżant Aubin’owi — spędzisz noc w ciupie za karę, a jutro oficer dyżurny postanowi co z twoim kadłubem zrobić. Dalej, w drogę, a żwawo!
Dwaj żołnierze zbliżyli się, żeby schwycić Aubin’a, lecz ten, ze zwinnością, o którą nikt nie posądzałby tego kaleki, wskoczył na ramiona Trigaud’a, który ruszył spokojnie w stronę lochu, pod eskortą żołnierzy. Po drodze Aubin przyłożył usta do ucha towarzysza i szepnął mu kilka, słów. Trigaud złożył go przede drzwiami lochu, sierżant pchnął kalekę i Aubin wleciał do więzienia, tocząc się, niby wielka kula.
Poczem żołnierze wyprowadzili Trigaud’a poza bramę wjazdową i zamknęli ją za nim.
Trigaud — stał przez kilka chwil, bez ruchu, oszołomiony, jak gdyby nie wiedząc, co ze sobą począć. W końcu ruszył w stronę wioski Saint-Colombin.
W jakie dwie godziny po uwięzieniu Aubin’a, żołnierz, stojący na warcie na wzgórzu Saint-Colombin, usłyszał turkot kół wozu, wjeżdżającego drogą pod górę; stosownie do rozkazu, krzyknął: „Kto tam?“ gdy zaś wóz zbliżył się, żołnierz kazał mu stanąć.