Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/543

Ta strona została przepisana.

wiedzcie mi przynajmniej nazwisko osoby, która wam poleciła zająć się mną i przyprowadzić mnie do niej.
— Zabroniono mi stanowczo — odpowiedział Aubin Krótka-Radość — ale, nie przekraczając rozkazów, jakie otrzymałem, mogę panu powiedzieć, że ta osoba jest dla pana zupełnie przyjaźnie usposobiona.
Krew ścięła się lodem w sercu Michała. Przyszła mu na myśl Berta. Biedny chłopiec przypuszczał, że panna de Souday odebrała już jego list, że do żywego dotknięta, zraniona wilczyca czeka na niego, a jakkolwiek wyjaśnienia, jakie musiały, za widzeniem się z nią, nastąpić, były mu przykre, niemniej czuł, że odmówić ich nie mógł.
— Dobrze — rzekł już, wiem, kto na mnie czeka.
— Pan wie?
— Tak: panna, de Souday.
Aubin Krótka-Radość nie odpowiedział, ale spojrzał na Trigaud’a wzrokiem, który mówił: „Zgadł, dalibóg!“ Michał podchwycił i zrozumiał to spojrzenie.
— A teraz dalej w drogę — rzekł.
— Postaramy się, żeby pan nie kaleczył sobie nóg o ciernie i nie zatapiał ich w tej przeklętej glinie, która funtami obciąża nasze buty.
Przeszedłszy przez drogę, zagłębili się w las, a zaledwie uszli sto kroków, Michał usłyszał rżenie konia teraz zrozumiał ostatnie słowa Aubin’a.
— Mój koń! — zawołał młodzieniec, nie usiłując nawet ukryć radosnego zdumienia.
— Czy pan przypuszczał, żeśmy go panu ukradli? — zapytał Aubin.
— Jakże więc się stało, że nie znalazłem was w miejscu, gdzie wam konia powierzyłem?