Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/545

Ta strona została przepisana.

— Widzisz, moja mała — rzekł Aubin — w nocy wszystkie koty szare. Ale — ciągnął dalej, zniżając głos — dlaczego nie jesteś u siebie, gdzie miałaś na nas czekać?
— Dlatego, że w domu są ludzie, i że nie możecie zaprowadzić tam, piana Michel’a.
— Ludzie? Co? to ci przeklęci błękitni wszędzie włażą załogą?
— To nie żołnierze są u nas, tylko Jan Oullier, który przez cały dzień chodził po okolicy i siedzi teraz w chacie z ludźmi z Montaigu.
— A co oni robią?
— Gawędzą. Idźcie do nich; wypijcie kieliszek z nimi i rozgrzejcie się trochę.
To rzekłszy, skierowała się w stronę, gdzie czekał Michał, strzeżony przez Trigaud’a.
— To ty, Rozyno! to ty! — zawołał Michał, podnosząc głos, skoro tylko spostrzegł siostrę mleczną, idącą ku niemu śród ciemności. A gdzie panna Berta?
— Panna, Berta?
— Tak.
— Nie wiem — odparła Rozyna z prostotą, która nie pozwoliła wątpić o szczerości tych słów.
— Jakto! nie wiesz? — powtórzył młodzieniec.
— Zdaje mi się, że jest w Souday.
— A więc nie widziałaś jej dzisiaj?
— Co to, to nie, panie Michale! Wiem tylko, że miała iść dzisiaj do zamku z panem margrabią; ale ja byłam przez ten czas w Nantes.
— W Nantes! — zawołał młodzieniec — byłaś w Nanieś, dzisiaj?