Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/549

Ta strona została przepisana.

którego miłość i nadzieje znała, mogła odmówić pożądaniom tej miłości i urzeczywistnieniu tych nadziei. Widział przyszłość swoją zasnutą jeszcze chmurami, ale chmurami barwy różowiej.
Naraz koń zaczął schodzić z pagórka, wznoszącego się od strony południowo-wschodniej jeziora Grand-Lieu, którego powierzchnia lśniła się jak zwierciadło ze stali.
— Jesteśmy na miejscu? — spytał Michał Rozyny.
— Tak — odparła, zsuwając się z konia. — A teraz, niech pan idzie za mną.
Michał z kolei zsiadł z konia i weszli oboje w łozinę, gdzie baron przywiązał wierzchowca do pnia wierzby; następnie uszli jeszcze ze sto kroków przez gąszcz giętkich gałęzi i znaleźli się w przystani jeziora, Rozyna wskoczyła do niewielkiej łódki o plaskiem dnie, Michał wszedł za nią i niebawem odbili od brzegu.
— Ale, słuchaj — spytał Michał — czy znajdziesz śród tej ciemności wysepkę Jonehére?
— Niech pan spojrzy — odparła Rozyna — czy pan nic nie widzi na wodzie?
— Owszem — odparł młodzieniec — widzę, jakby gwiazdę.
— A więc to panna Marya trzyma tę gwiazdę w ręku; usłyszała nas pewnie i idzie ku nam.
Michał byłby pragnął wskoczyć do wody i przebyć wpław jezioro, zdawało mu się bowiem, że na łódce nie przepłynie nigdy odległości, która go oddziela od światła, jakkolwiek to światło z każdą minutą stawało się większe i jaśniejsze. Ale, gdy zbliżyli się do wysepki już tak, że mogli odróżnić jedyną wierzbę, która stanowiła jej ozdobę, Michał nie ujrzał Maryi na brzegu: światło