Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/552

Ta strona została przepisana.

na ten wyraz — nie masz prawa, zwłaszcza w tej chwili, wątpić, że los twój zajmuje mnie bardzo gorąco.
— Nie! — zawołał Michał, usiłując pochwycić dłonie Maryi, które mu cofnęła — nie, skoro pani zawdzięczam wolność, a według wszelkiego prawdopodobieństwa i życie!
— Ale — przerwała Marya, siląc się na uśmiech — pomimo tego wszystkiego nie powinnam zapominać o naszej samotności; jakkolwiek jestem wilczycą, kochany panie Michale, są pewne konwenanse, z których nigdy wyzwolić się nie należy. Niechże więc pan zechce łaskawie zawołać Rozyny.
Michał westchnął głęboko, lecz nie powstał z klęczek i wielkie łzy stoczyły się po jego policzkach. Marya odwróciła oczy, by łez tych nie widzieć, poczem poruszyła się, jak gdyby chcąc wstać. Ale Michał, zropaczony jej chłodem i obojętnością, powstrzymał ją.
— Po co było wyrywać mnie z rąk żołnierzy? — zawołał tonem bolesnego wyrzutu. —Rozstrzelaliby mnie może, co byłoby stokroć lepsze od losu, jaki mnie czeka, jeśli mnie piani nie kocha!
— Michale! Michale! — krzyknęła Marya, a przybierając ton macierzyński, dodała: — Nie mów tak, niedobry dzieciaku. Czy nie widzisz, że doprowadzasz mnie do rozpaczy?
— O, co to panią obchodzi! — rzekł Michał.
— Jakto, więc pan wątpi, że mam dla pana przyjaźń prawdziwą i szczerą?
— Niestety! panno Maryo — odparł młodzieniec ze smutkiem — widocznie uczucie, o któremi mi pani mówi, nie może zadowolić uczucia, jakie pożera moje serce od chwili, kiedy panią ujrzałem, skoro, jakkolwiek pewien