ty mnie kochać możesz; kocham cię tak bardzo, że na myśl o ofierze, jaką spełnić musimy, śmierć wydałaby mi się słodką, gdyby mnie zaskoczyła w chwili, w której ci składam to wyznanie.
I, mówiąc te słowa, Marya mimowoli, jakby przyciągnięta magnetyczną siłą, zbliżyła twarz swoją do twarzy Michała, który patrzył na nią oczyma człowieka w ekstazie, pod wpływem halucynacyi. Jasne włosy dziewczęcia muskały czoło młodzieńca; oddech ich zlewał się w jedno tchnienie i upajał oboje; Michał tracił przytomność, zamknął oczy, usta jego spotkały się z ustami Maryi, a ona, wyczerpana długą walką, w jakiej zmagała się z sobą, uległa porywowi, który ją unosił... Usta ich złączyły się i przez kilka chwil stali pogrążeni w szczęściu bezbrzeżnem...
Marya oprzytomniała pierwsza. Wyprostowała się, odtrąciła Michała i zalała się łzami.
W tej chwili Rozyna weszła do szałasu.
Marya zrozumiała, że to Pan zsyła jej pomoc. Czuła bowiem, że teraz, zdradziwszy się, była już, gdyby pozostała sama, na łasce ukochanego. Pobiegła zatem do Rozyny, pochwyciła ją za rękę i spytała: