Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/561

Ta strona została przepisana.

Co się stało, moje dziecko? co cię sprowadza? Przesunęła dłonie po czole i po oczach: po oczach, żeby zetrzeć łzy, po czole, żeby zetrzeć rumieniec.
— Panienko — rzekła Rozyna — zdaje mi się, że słyszę plusk łódki.
— Z której strony?
— Od strony Saint-Philbert.
— Zdawało mi się, że na całem jeziorze jest tylko łódka twego ojca.
— Nie, panienko; jest jeszcze łódka młynarza z Grand-Lieu; nawpół przegniła wprawdzie, ale to pewnie tą łódką ktoś tu do nas jedzie.
— Dobrze, dobrze — odparła Marya — idę z tobą, Rozyno.
I, nie zwracając uwagi na młodzieńca, który wyciągał ku niej błagalne ręce, Marya, rada, że może oddalić się od Michała, by zebrać myśli i odwagę, wybiegła z szałasu. Rozyna udała się za nią.
Michał pozostał sam, w zgnębieniu bezbrzeżnem; czuł, że szczęście go opuszcza i rozumiał całą niemożliwość zatrzymania go. Nigdy już nie powróci chwila takiego upojenia i takiego wyznania!
Gdy Marya powróciła, wytężywszy słuch we wszystkich kierunkach i nie usłyszawszy nic, oprócz plusku fali, odbijającej się od brzegu, zastała Michała siedzącego na pęku sitowia, z głowią na dłoniach opartą. Na odgłos jej kroków podniósł głowę, a widząc ją równie spokojną za powrotem, jak była wzruszona odchodząc, wyciągnął do niej rękę i rzekł głosem błagalnym:
— Maryo, Maryo, powiedz mi raz jeszcze, że mnie kochasz!