Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/571

Ta strona została przepisana.

Wandejczyków nie miała żadnych złudzeń co do wyniku walki i szła bez nadziei na śmierć pewną.
Jakkolwiek wewnątrz młyna napływ ludzi był niniejszy, niż dokoła niego, nastrój wszelako panował równie hałaśliwy. Kilku wodzów otrzymywało ostatnie instrukcye i naradzało się nad krokami, jakie mieli przedsięwziąć nazajutrz rano; szlachta opowiadała wypadki dnia — bo nastąpiły już wypadki: zgromadzenia na błoniach des Vergeries i kilka drobnych potyczek z wojskami rządowemi.
Margrabia Souday zwracał uwagę wymową, pełną uniesienia; odzyskał młodość; trawiła go gorączkowa niecierpliwość, zdawało mu się, że słońce dnia następnego nie wzejdzie nigdy, a czekając na tę chwilę, dawał wskazówki taktyczne młodzieńcom, którzy go otaczali.
Michał, siedzący w rogu przy kominie, był jedyny w całem gronie, którego zbliżające się wypadki nie pochłaniały całkowicie. Od rana położenie jego powikłało się. Kilku przyjaciół, kilku sąsiadów margrabiego winszowało mu blizkiego związku z parnią de Souday. Czuł, że za każdym krokiem wikła się coraz bardziej w sieci, w którą wpadł nieopatrznie, a jednocześnie coraz silniej odczuwał, do jakiego stopnia daremne były jego wysiłki, zmierzające do dotrzymania obietnicy, jaką wydarła mu Marya, jakie próżne usiłowania, mające zatrzeć w jego sercu słodki jej obraz.
Smutek Michała potęgował się coraz bardziej i stanowił w danej chwili rażącą sprzeczność z ożywieniem tych, którzy go otaczali. W końcu ruch i hałas, panujący dokoła, tak go rozdrażnił, że młody baron wstał i wyszedł, niezauważony przez nikogo. Minął dziedzi-