Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/579

Ta strona została przepisana.

— Ze strachu! — rzekł Jan Oullier. — Czy to ona taki zawadyaka jak ty, panno Berto?
Berta zamyśliła się, Znała uczucia Jana Oullier’a dla młodego barona; nie mogła zatem przypuszczać, że spiskuje wraz z nim przeciw niej. Po kilku chwilach myśli jej powróciły do Maryi; przypomniała sobie, że ją zostawiła zemdloną.
— Tak — odparła — tak, Janie, biedaczka, przelękła się, a ja, brutalnością swoją strwożyłam ją do reszty! Och! ta miłość naprawdę pozbawia mnie rozumu.
I, nie mówiąc już słowa, ani do Michała, ani do Jana Oullier’a, pobiegła ku młynowi.
Jan Oullier spojrzał na Michała, który spuścił oczy.
— Nie będę panu czynił wyrzutów — rzekł do młodzieńca, — widzi pan teraz, jaka to wybuchowa natura! Coby się stało, gdyby mnie tu nie było?... kłamałem, jak gdybym całe życie nie robił nic innego.
— Tak — odparł Michał — macie słuszność, Janie. Teraz, przysięgam wam, pójdę z wami; widzę bowiem dobrze, iż tu dłużej zostać nie mogę.
— Doskonale... Za chwilę Nantejczycy wyruszą w drogę, margrabia ma się do nich przyłączyć ze swoją dywizyą; niech pan jedzie razem z nimi; pozostanie pan jednak trochę w tyle i zaczeka pan na mnie w miejscu umówionem.
Michał poszedł przysposobić konia do drogi, Jan Oullier zaś udał się do margrabiego po ostatnie instrukcye.
Wandejczycy, obozujący w sadzie, zebrali się razem;