wien, śledząc wzrokiem dziewczęta, dopóki nie znikły mu z oczu na zakręcie ścieżki. Poczem głowa opadła mu na piersi i pogrążył się w głębokiej zadumie.
Pozostańmy przy tym młodzieńcu, z którym musimy zawrzeć znajomość bliższą.
To, co zaszło, wywarło na młodzieńcu wrażenie takie silne, że, gdy młode dziewczęta znikły, zdawało mu się, iż ocknął się ze snu.
Co prawda był w tej opoce życia, kiedy nawet ci, którzy są przeznaczeni do zostania następnie ludźmi bardzo trzeźwymi, płacą daninę romantyczności; a to spotkanie z młodemi dziewczętami, takiemi różnemi od tych, które widywał zazwyczaj, przenosiło go do świata fantastycznego pierwszych marzeń, kiedy wyobraźnia jego mogła bujać do woli i szukać owych zamków, ręką wieszczek wznoszonych a rozpadających się w gruzy po obu stronach drogi, w miarę jak idziemy dalej w życie.
Nie chcemy powiedzieć wszelako, że nasz młodzieniec powziął choćby najlżejszy cień miłości do jednej z dwóch amazonek; ale ta mieszanina dystynkcyi, urody, manier wytwornych i nawyknień męskich wydała mu się taką nadzwyczajną, że ciekawość jego była do najwyższego stopnia podniecona.
Przyrzekł sobie święcie, że się znów z niemi zobaczy, albo przynajmniej, że się dowie, kto są te panny niezwykłe.