słuchając głuchych odgłosów, jakie przynosił wiatr, niby łoskot dalekich grzmotów; a gdy tak stał, nasłuchując, Petit-Pierre przesuwał dłoń po czole, potem oblanem, tupał nogą ze złością i wracał przed kominek, gdzie siadał naprzeciwko margrabiego Soudjay’a, który, nie mniej od niego wzburzony, niemniej od niego zniecierpliwiony, wzdychał kiedy niekiedy głęboko i boleśnie.
Jak się to stało, że margrabia Souday, taki spragniony powrotu do czynów bohaterskich wielkiej wojny, znalazł się w tem położeniu wyczekującem?
Wyjaśnimy to właśnie czytelnikom.
W dniu, w którym odbyła się utarczka w Maisdon, Petit-Pierre, stosownie do przyrzeczenia, danego swoim wiernym, postanowił podążyć do nich, by walczyć w ich szeregach. Wszelako przywódcy rojalistyczni przerazili się odpowiedzialności, jaką obarczała ich ta odwaga i ten zapał; uznali, że szanse wojny są jeszcze takie niepewne, iż niepodobna narażać życia Petit-Pierre’a, zadecydowali zatem, że, dopóki nie połączy się cała armia, nie pozwolą, by Petit-Pierre opuścił swoje bezpieczne schronienie.
Przedstawienia, poczynione w tej mierze Peitit-Pierre’owi, spotkały się z Jego zaciętym oporem, wobec czego wodzowie wandejscy odbyli naradę i postanowili zatrzymać go, jako jeńca niejako, powierzyć jednemu z pomiędzy siebie nadzór nad nim i nie pozwolić mu opuścić młyna, choćby nawet przyszło użyć gwałtu. Pomimo usilnych starań, jakich margrabia Souday, wezwany na naradę, nie szczędził, by głosować i intrygować na rzecz jednego z kolegów, wybór jednomyślny padł na niego samego; stało się więc, że, ku wielkiej jego roz-
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/584
Ta strona została przepisana.