Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/588

Ta strona została przepisana.

— Nawet kobiety?
— Nawet kobiety, nawet starcy, nawet dzieci!
— Margrabio, biały sztandar upadnie dzisiaj i może się już nie podniesie; czy zechcesz mnie skazać w takiej chwili na okrutną bezczynność? mamże tylko zanosić jałowe i bezsilne błagania o zwycięstwo tego sztandaru?
— Ale, niech księżna pani się zastanowi — zawołał margrabia — gdyby tak kula ugodziła w księżnę...
— Czy sądzisz, że moje ubranie krwią zbroczone i kulami podziurawione, a zatknięte na ostrzu piki, którą nieśliby moi wierni na czele swoich batalionów, zgubiłoby sprawę mojego syna?
— O, nie! — krzyknął margrabia, jak zelektryzowany — wykląłbym ziemię rodzinną, gdyby na taki widok nie powstały nawet kamienie.
— A więc pójdź ze mną, margrabio; pójdziemy do tych, którzy walczą!
— Ale — odparł margrabia z mniejszą stanowczością, niż odpowiadał na poprzednie nalegania Petit-Pierre’a, jak gdyby myśl, że traktowano go, jak inwalidę, zachwiała energią, z jaką wykonywał otrzymany rozkaz — wszak przyrzekłem, że księżna piani nie opuści młyna.
— Zwalniam pana zatem z tego przyrzeczenia! zawołał Petit-Pierre — a wiedząc, czego może dokazać pańska waleczność, rozkazuję panu iść ze mną... Pójdź, margrabio, jeśli czas jeszcze, przywrócimy zwycięstwo naszym szeregom, a jeśli już za późno, umrzemy przynajmniej wraz z przyjaciółmi!
To rzekłszy, Petit-Pierre wybiegł przez dziedziniec i sad, a za nim podążyli Berta i margrabia, który, dla