formy, poczuwał się do obowiązku ponawiania od czasu do czasu swoich nalegań, ale w duszy był wielce uradowany z takiego obrotu sprawy.
Młyn Jaequet’a położony był w odległości, mniej więcej mili od wioski Chêne. Petit-Pierre, kierując się odgłosem strzelaniny, przebył połowę drogi, biegnąc i margrabia z wielką trudnością zdołał go zatrzymać w chwili, gdy zbliżali się do widowni walki, i nakłonić go do jakiej takiej ostrożności, by nie wpadł na oślep między żołnierzy.
Okalając zdala ich szeregi, Petit-Pierre wraz z towarzyszami znalazł się na tyłach małej armii wandejskiej, która, istotnie, utraciła cały teren, jaki zdobyła z rana, i została odparta przez żołnierzy daleko poza wioskę Chêne. Na widok Petit-Pierre’a, który z rozwianym włosem, zadyszany, wbiegał na wzgórze, gdzie stały główne siły Wandejczyków, z piersi ich wydobyły się okrzyki zapału.
Gaspard, otoczony oficerami, odwrócił się, słysząc te okrzyki, a spostrzegłszy Petit-Pierre’a, Bertę i margrabiego Souday’a, zapytał tego ostatniego gniewnym tonem: