— Czy to w ten sposób pan margrabia Souday spełnia swoje przyrzeczenia?
— Od takiego inwalidy, jak ja — odparł opryskliwie margrabia — nie należy wymagać rzeczy niemożliwych.
Petit-Pierre pośpieszył z interwencyą; stronnictwo jego nie było takie mocne, żeby mógł dopuścić do waśni między wodzami.
— Souday, podobnie jak ty, mój przyjacielu — rzekł — winien mi posłuszeństwo; rzadko kiedy dopominam się o to prawo; ale dzisiaj uważałem, że to konieczne. Powołuję się tedy na swój tytuł wodza naczelnego pytam: Jak stoją nasze sprawy, poruczniku?
Gaspard potrząsnął igłową z wymownym smutkiem.
— Błękitni są znacznie silniejsi liczebnie — odparł — a co chwila inny z moich wywiadowców nadbiega z wiadomością, że przybywają im nowe posiłki.
— Tem lepiej! — zawołał Petit-Pierre — więcej ich będzie do opowiadania Francyi, jaką zginęliśmy śmiercią!
— Księżna pani żartuje!
— Przedewszystkiem nie jestem księżną panią tutaj, tylko żołnierzem. Każ przeto, poruczniku nie troszcząc się o mnie, zbliżyć się swoim strzelcom i podwoić ogień.
— Dobrze; ale przedewszystkiem proszę w tył.
— Kto ma iść w tył?
— Ależ pani, na miłość boską!
— Cóż znowu! chce pan powiedzieć naprzód!
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/590
Ta strona została przepisana.