Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/592

Ta strona została przepisana.

— I cóż, generale Gaspard, jakże ci się teraz podoba inwalida?
Berta tymczasem, nie troszcząc, się o żołnierzy, szukała Michała; usiłowała go poznać śród ludzi i koni uwijających się nieustannie dokoła niej.
Żołnierze, zaskoczeni energią i szybkością napadu, cofali się zwolna; gwardya narodowa z Vieille-Vigne ruszyła do odwrotu. Pole było zasłane trupami. Stąd wynikło, że, ponieważ, błękitni nie odpowiadali już na ogień Wandejczyków, rozproszonych w winnicach i w ogrodach, przylegających do wioski, przeto kmotr Jakób, który dowodził strzelcami, mógł ich zgromadzić i, stanąwszy na ich czele, poprowadził ich uliczką, okalającą ogrody i zaatakował bok kolumny żołnierzy. Ci zaś wytrzymali dzielnie atak i, zszeregowawszy się na głównej ulicy wioski, stawili czoło tym nowym napastnikom.
Niebawem, gdy śród Wandejczyków powstało chwilowe wahanie, błękitni wzięli górę, a kolumna ich przekroczyła już w szarży uliczkę, z której wyszedł kmotr Jakób ze swymi ludźmi; stało się więc, że Jakób wraz z pięciu czy sześciu swymi królikami, w liczbie których byli Aubin Krótka-Radość i Trigaud Robaczywy, zostali naraz odcięci od reszty oddziału.
Jakób zebrał tych kilku szuanów i, opierając się o mur, żeby go nie zaskoczono z tyłu, poczem, chroniąc się pod rusztowanie budowanego domu na rogu tejże ulicy, sposobił się do sprzedania życia swego za bardzo wysoką cenę.
Krótka-Radość, uzbrojony w małą fuzyjkę podwójną, prażył żołnierzy nieustającym ogniom; każda, jego