— Boże, Boże! — jęknęła Berta — Jesteście tego pewni?
— Najzupełniej. Widziałem, jak przyłączył się do Jana Oullier’a w Croix-Philippe, i szliśmy nawet kawałek razem na, drodze d!o Clisson.
— Z Janem Oullier’em? — zawołała Berta? — O, w takim razie jestem spokojna; Jan Oullier nie uciekał, a jeśli Michał jest z nim, nie popełnił nic nikczemnego, ani hańbiącego.
Poczem nagle straszna myśl przebiegła jej przez głowę. Dlaczego Jan Oullier odrazu zajął się tak żywo młodzieńcem? Dlaczego Michał poszedł raczej za nim, niż za margrabią? Wobec tych dwóch pytań ponure myśli ogarnęły młodą dziewczynę.
— A co się stało w stronie Clisson? Czy wiecie?
— Wiemy tylko — odparł Aubin — od chłopaka z Sainte-Lumine, że od dziesiątej rano słychać było, w stronie Sévre, piekielną strzelaninę.
Berta nie odpowiedziała na razie. Widziała w myśli Michała, prowadzonego na śmierć przez Jana Oullier’a, który go nienawidził, wyobrażała sobie biednego chłopca zranionego, porzuconego na polu opuszczonem, krwią przesiąkłem, zdawało jej się, że słyszy jego wołanie o pomoc.
— Czy znacie kogo, który mógłby mnie naprowadzić tam, gdzie jest Jan Oullier?
— Dzisiaj?
— Niezwłocznie.
— Ależ gościńce zasłane są czerwonymi spodniami!
— Pozostają nam ścieżki.
— Ale noc nadchodzi!
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/615
Ta strona została przepisana.