Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/622

Ta strona została przepisana.

coś — był to trup. Z wyrazem śmiertelnej trwogi pochyliła się nad martwem obliczem, podniósłszy głowę za włosy, lecz wnet ją opuściła, a spostrzegłszy zwłoki innych, rozrzucone na łące, biegała, jak szalona, od jednych do drugich.
— Niestety! panno Berto — odezwał się Aubin, którego Trigiaud niósł za nią — niema go tutaj! Chcąc pani oszczędzić tego smutnego widoku, poleciłem Trigaud’owi, który nas wyprzedził, żeby obejrzał poległych; Trigaud widział wprawdzie pana de la Logerie tylko ze dwa razy ale, jakkolwiek mój biedny towarzysz jest idyotą, niemniej poznałby go napewno.
— Tak, tak, macie słuszność — odparła Berta, wskazując Pénissiére — a jeśli jest gdziekolwiek, to...
I, zanim mężczyźni zdążyli pomyśleć o zatrzymaniu jej, Berta rzuciła się na mur okna parterowego i, stojąc tak, pochyliła się nad przepaścią ogniową, z której unosił się szum i syk złowrogi, gotowa wskoczyć w płomienie. Na znak Aubin’a, Trigaud pochwycił młodą dziewczynę w pół i postawił ją na łące. Berta nie opierała się, bo w głowie jej powstała myśl, która nagie sparaliżowała jej wolę.
— Boże, Boże — jęknęła — nie dozwoliłeś mi być przy nim, bym go broniła lub wraz z nim umarła, a teraz odmawiasz mi nawet pociechy złożenia zwłok jego do grobu!
— Niestety! — odparł kaleka — i ja jestem ciężko strapiony, bo, widzi pani, jeśli pan de la Logerie tam pozostał, to pozostał z nim też biedny Jan Oullier.
Berta, w samolubstwie bólu swego, nie pomyślała o wiernym przyjacielu.