otwór, przez który się tam dostali, jest zatkany; trzeba koniecznie przebić mar, żeby się do nich dostać, i obawiam się, żeby nie runęła przytem część sklepienia, już zachwianego. Niechże więc pani pozwoli, żebym pokierował robotą Trigaud’a.
Berta padła na kolana i zaczęła się modlić. Aubin zebrał zapas suchych krokwi i wraz z Trigaud’em spuścili się do piwnicy. Po dziesięciu minutach, które wydały się Bercie tyluż wiekami, rozległ się huk spadających kamieni; z piersi młodej dziewczyny wyrwał się okrzyk trwogi; rzuciła się do okienka i ujrzała Trigaud’a; powracał, niosąc na ramieniu postać bezwładną, której głowa zwieszała się na piersi żebraka. Berta poznała Michała.
— Nie żyje, Boże wielki! umarł! — zawołała, nie mając odwagi się zbliżyć.
— Nie, nie — odparł z głębi piwnicy głos Jana Oullier’a — nie, nie umarł.
Na te słowa młoda dziewczyna rzuciła się naprzód, wzięła Michała z rąk Trigaud’a i, uspokojona, albowiem dosłyszała bicie jego serca — usiłowała otrzeźwić go, zwilżając jego czoło wodą, którą czerpała z poblizkiej kałuży.