Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/627

Ta strona została przepisana.
III.
Równina Bouaimé.

Gdy Berta usiłowała ocucić Michała, którego zemdlenie spowodowane było przeważnie duszącym dymem, Jan Oullier z kolei wydostał się przez okienko z piwnicy, a za nim Aubin i Trigaud.
— A więc byliście tam sami? — spytał Aubin, gdy już wszyscy trzej znaleźli się obok Berty.
— Tak.
— A tamci?
— Schronili się pod sklepienie schodów; sufit runął, zanim zdążyli przyłączyć się do nas.
— A czy zginęli?
— Nie sądzę; w godzinę po odejściu żołnierzy słyszeliśmy jeszcze rozmowę i odgłos poruszanych kamieni. Wołaliśmy, ale nie słyszeli nas zapewne.
— Zjawiliśmy się zatem w sarną porę; szkoda tylko, że nieco zapóźno — rzekł Krótka-Radość, patrząc z niepokojem na wschód, gdzie szeroka wstęga purpurowa zwiastowała, że świt jest bliziki. — Dwie godziny nocy więcej ułatwiłyby nam znakomicie ocalenie; ranny, inwalida i kobieta, niemały to ciężar w odwrocie, nie licząc, że zwycięzcy wczorajsi włóczyć się będą dzisiaj po wszystkich drogach.
— Zapewne, ale odzyskałem zupełnie siły, odkąd nie mam już tego sklepienia żelaznego nad głową.
— Mój biedny Janie, jesteś dopiero w połowie ocalony.