Czas już był wielki, żeby trzej szuanie ukończyli to, co mieli do załatwienia na stawie; płomienie zbliżały się z błyskawiczna szybkością, dym stawał się coraz gęstszy i coraz bardziej duszący. Ale stalowe łydki Jana Oullier’a i Trigaud‘a były szybsze od pożaru i niebawem zbiegowie wydostali się z zagrożonego obszaru. Skręcili na lewo, a wtedy Jan Oullier zawołał:
— Czołgajmy się, czołgajmy się teraz, Trigaud! żołnierze nie powinni nas dostrzedz, dopóki nie będziemy wiedzieli, co robią i w jaką stronę zmierzają.
Olbrzym zgiął się, jak gdyby chodził na czworakach, i w samą porę; zaledwie bowiem się schylił, usłyszał nad głową świst kuli, która, bez tej ostrożności, byłaby go ugodziła w pierś.
— Odgadli nasz wybieg i otaczają nas, przynajmniej z tej strony.
Istotnie, szereg żołnierzy, w oddaleniu stu kroków jeden od drugiego, stał na przestrzeni pół mili, jak szereg naganiaczy, czekając, żeby Wandejczycy ukazali się ponownie.
Ujrzawszy to, Jan Oullier oparł fuzyę na ramieniu i strzelił do żołnierza, który nabijał broń. Żołnierz, ugodzony w pierś, wywrócił młynka i padł twarzą na ziemię. Ten sam los spotkał żołnierza następnego. Poczem Jan Oullier, zrywając się na równe nogi ze zwinnością pantery, zawołał:
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/636
Ta strona została przepisana.
IV.
W którym spółka Aubin Krótka Radość i Trigaud przynosi zaszczyt firmie.