Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/642

Ta strona została przepisana.

w pierś tak gwałtownie i nagle, że olbrzym padł na kolana. Jeździec skorzystał z tego upadku i cięciem szabli rozpłatał czaszkę Aubin’owi.
— Rzuć mnie u stóp krzyża i uciekaj, jeśli możesz — rzekł Aubin głosem omdlewającym — bo dla mnie wszystko skończone. — Poczem zaczął się modlić: — Przyjmij duszę moją, o Boże!...
Ale olbrzym go nie słuchał; oszalały z wściekłości, wydawał krzyki ochrypłe, oczy jego ciskały płomienie; poza wykrzywionemi konwulsyjnie ustami błyszczały zęby zaciśnięte, groźne, które mogłyby pójść w zawody z kłami tygrysa. Koń, w skoku swoim, poniósł o kilka kroków dalej jeźdźca, który ugodził w Aubin’a. Trigaud nie mógł go dosięgnąć; zmierzywszy tedy okiem odległość, jaka go od strzelca dzieliła, cisnął weń maczugę, która poleciała świszcząc. Jeździec pochylił się na koniu i uniknął ciosu, ale koń ugodzony został w łeb. Zwierzę stanęło dęba i runęło na wznak wraz z jeźdźcem.
Trigaud wydał okrzyk radości straszniejszy, niż byłby okrzyk bólu; rzucił się na jeźdźca, schwytał go za nogę, wyciągnął z pod konia i, obróciwszy nim w powietrzu, roztrzaskał mu głowę o jedno z ramion krzyża. Kamień zachwiał się i pochylił, krwią obryzgany.
Okrzyk zgrozy i zemsty podniósł się z grona strzelców; ale, ponieważ ten dowód potężnej siły Trigaud‘ai odjął strzelcom ochotę zbliżenia się do niego, zaczęli nanowo nabijać broń. Przez ten czas Aubin oddawał ostatnie westchnienie, mówiąc głośno:
— Amen!
Wówczas Trigaud, czując, że ukochany pan jego umarł, usiadł na podstawie krzyża, odwiązał rzemień,