Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/648

Ta strona została przepisana.

— Aha! panna de Souday! poznaję panią teraz! — zawołał i zsiadł z konia.
— Tak jest — odparła Berta, gdyż istotnie była to ona. — Teraz powiedzcie mi wasze nazwisko, a jutro koń będzie odprowadzony przed wasze drzwi.
— Nie potrzeba, bo ja pójdę z panią.
— Wy! dlaczego ta zmiana?
— Bo odgaduję, że człowiekiem, dla którego pani żąda pomocy, jest właściciel mego folwarku, pan Michel de la Logerie.
— Jesteście zatem jednym z jego dzierżawców? Doskonale się składa, będziemy mieli schronienie na folwarku.
— Ale — rzekł Courtin, któremu nie uśmiechała się bynajmniej perspektywa spotkania z młodym baronem, zwłaszcza, gdy pomyślał, że, gdy baron będzie wraz z Bertą pod jego dachem, Jan Oullier zjawi się też niebawem — bo widzi pani, jestem wójtem... i będziemy mieli w samym zamku Logerie silną załogę wojskową.
— Tem lepiej! nikt nie przypuści, że Wandejczycy, powstańcy, schronili się tak blizko nich.
— Zdaje mi się jednak, mając zawsze na względzie bezpieczeństwo pana barona, że Jan Oullier mógłby znaleźć schronienie pewniejsze, niż mój dom, gdzie od rana do wieczora kręcić się będą żołnierze.
— Niestety! całe przywiązanie i poświęcenie Jana Oullier’a jest, prawdopodobnie, stracone dla jego przyjaciół.
— Jakto?
— Jan Oullier umieścił nas w sitowiu na wysepce