Tego samego wieczora, kiedy stoczona została bitwa w Chêne, Petit-Pierre, w otoczeniu kilku wodzów legitymistycznych, zmuszony był opuścić młyn Jacquet’a, gdzie powody do trwogi zdarzały się zbyt często. Na drodze, która ciągnęła się w pobliżu, widziano i słyszano z młyna wojsko, prowadzące więźniów.
Mały orszak ruszył w drogę w nocy. Na gościńcu ujrzał z daleka oddział wojska i był zmuszony ukryć się w rowie, zarosłym krzakami, gdzie przebył przeszło godzinę. Cały kraj był taki zapełniony kolumnami latającemi, że tylko, idąc ścieżkami bocznemi, można było uniknąć spotkania z niemi.
Petit-Pierre’a ogarnął wielki niepokój; wszelako pewnością tylko zdradzał cierpienia moralne, jakie go drę- go dręczyły; nigdy zaś słowem, albo obejściem. Spod tego życia pełnego niepokojów i trwogi zachował błyski humoru, podobnie jak margrabia Souday, który wraz z Maryą należał do orszaku. Ścigani zbiegowie nie mieli ani jednej nocy spokojnej, a skoro nadchodził dzień, niebezpieczeństwo i zmęczenie budziło się wraz z nimi. Towarzysze Petit-Pierre’a zaczynali się niepokoić, że to życie, z nieustających wzruszeń i ciągłego znużenia złożone, mogłoby odbić się fatalnie na jego zdrowiu; zaczęli tedy rozważać najpewniejsze sposoby ukrycia go przed wszelkiemi poszukiwaniami. Zdania były podzielone: jedni chcieli, żeby udał się do Paryża, gdzie znikłby sród olbrzymiej ludności stolicy; inni mówili o odprowadzeniu
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/651
Ta strona została przepisana.
VI.
Na gościńcu.