że, jak na jedno posiedzenie, przygotował dostatecznie drogę do zwierzeń, jakich się spodziewał.
Poczem, ponieważ pan Michel zabierał się do odejścia, przeto odprowadził go do skraju swego pola. A prżztem zauważył, że spojrzenia młodzieńca zwracały się bardzo często ku ciemnym zaroślom lasu Machecoul.
Ojciec Courtin zniżał z szacunkiem przed swoim młodym panem ruchomą baryerę, która zamykała jego pole, gdy za żywopłotem odezwał się głos kobiecy, wzywający Michała.
Na dźwięk tego głosu młodzieniec drgnął i przystanął.
W tejże chwili ukazała się osoba, która wołała. Ta osoba, ta dama mogła mieć lat czterdzieści do czterdziestu pięciu. Spróbujmy objaśnić ją naszym czytelnikom.
Twarz miała pospolitą a jedynym jej rysem charakterystycznym był wyraz sztucznej wyniosłości, który stanowił kontrast z gmimiem obejściem. Mała była i przysadzista; suknię miała jedwabną, za bogatą na chodzenie po polach, i kapelusz z batystu écru, z falbaną opadającą na twarz i szyję. Cała jej tualeta taka była staranna, że można było przypuścić, iż wracała z wizyty na Chaussee-d’Antin lub na faubourg Saint-Honore w Paryżu.
Była to ta właśnie osoba, której spodziewane wy-