Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/670

Ta strona została przepisana.

czął szybko przychodzić do siebie; rana zabliźniła się, siły powracały. Sąsiedztwo załogi, umieszczonej przez generała w zamku Logerie, nie pozwalało Michałowi pokazywać się we dnie; skoro jednak wieczór zapadł, baron przechadzał się pod drzewami sadu, wsparty na ramieniu Berty. Te przechadzki wieczorne drażniły Courtin’a; gdy bowiem Michał z Bertą rozmawiali w swoim pokoju, wójt Logerie miał zawsze nadzieję, że pochwyci jakie słówko, mogące dlań stanowić cenną wskazówkę. To też dokładał wszelkich starań, by przechadzkom tym przeszkodzić i z zamiarem przerwania ich oznajmiał co wieczór Michałowi i Bercie listę wyroków skazujących, ogłaszaną w organie urzędowym, który otrzymywał z tytułu swego stanowiska wójta.
Pewnego dnia oznajmił im stanowczo, że muszą przerwać te nocne wycieczki, a gdy zapytali o przyczynę, dał im do przeczytania wyrok, skazujący barona Michała de la Logerie na śmierć in contumaciam. Wiadomość ta wywarła na Michale wrażenie niewielkie, Berta natomiast była przerażona i wracała do siebie wieczorem w głębokiej rozpaczy. Całą noc spędziła prawie bezsennie: dręczyły ją straszne majaki na jawie, widziała Michała nietylko zaaresztowanego, ale już rozstrzelanego.
Nazajutrz Berta przybyła na folwark dwie godziny wcześniej, niż zwykle. Nie nowego nie zaszło, dzień minął, jak każdy inny. Zapadł wieczór, cichy, pogodny wieczór letni. Berta, oparta w oknie, wychodząoem na sad, przyglądała się zachodowi słońca ponad wysokiemi drzewami lasu Machecoul, których wierzchołki falowały jak morze zieleni. Michał siedział na łóżku, wdychając orzeźwiające, wonne powietrze wieczorne, gdy nagle usłyszeli turkot kół. Młodzieniec rzucił się do okna i oboje