Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/674

Ta strona została przepisana.

— Nie, nie, nie — wołała baronowa — nie zezwolę na to małżeństwo nigdy!
— W takim razie, matko — rzekł Michał — zabierz te przekazy, weź ten list do kapitana „Jeune-Charles“; już mi teraz zupełnie niepotrzebne.
— Ale jakież są twoje zamiary, nieszczęśliwy chłopcze?
— Bardzo proste, moja matko, wolę umrzeć, niż żyć w rozłące z tą, którą kocham. Wyzdrowiałem i mam już dosyć siły, żeby powrócić do strzelby; rozbitki powstania ukrywają się, pod wodzą margrabiego Souday’a w lesie Touvois; przyłączę się do nich, będę z nimi walczył i dam się zabić przy pierwszej sposobności. Już dwa razy śmierć, celując we mnie, chybiła — dodał z bladym uśmiechem — trzeci raz będzie miała oko lepsze i rękę pewniejszą.
I młodzieniec upuścił na kolana matki list i przekazy.
W głosie i postawie barona była taka stanowczość, że matka widziała dobrze, iż napróżno łudziłaby się nadzieją przekonania syna. Wobec tego przeświadczenia ugięła się jej siła.
— A więc — rzekła — niechaj się stanie według twojej woli i bodajby Bóg zapomniał, że zgwałciłeś wolę matki.
— Bóg zapomni, bądź spokojna, matko, a gdy ujrzysz córkę swoją, i ty zapomnisz.
Baronowa potrząsnęła głową przecząco, wstała i postąpiła ku drzwiom.
— Matko, odchodzisz, nie pożegnawszy się ze mną, nie uścisnąwszy mnie!... Czy nie obawiasz się, że mi to przyniesie nieszczęście?