— Pójdź zatem, nieszczęśliwe dziecko, w moje objęcia, niech cię przytulę do serca! — zawołała baronowa, a był to taki okrzyk, jaki zawsze, prędzej, czy później, wyrywa się z piersi matki.
Michał uścisnął ją tkliwie.
— A kiedy wyjedziesz, moje dziecko? — spytała.
— Będzie to zależało od niej, moja matko — odparł Michał.
— Jak najwcześniej, nieprawda?
— Może tej nocy jeszcze.
— Znajdziesz na dole strój wieśniaczy; przebierz się, jak zdołasz najlepiej. Stąd do Couéron jest osiem mil; możesz tam być około piątej rano. Nie zapomnij nazwy: „Jeune-Charles“.
— Nie obawiaj się, matko; skoro wiem teraz, że celem moim jest szczęście, przedsięwezmę wszelkie ostrożności, żeby do tego celu dotrzeć.
— Ja zaś powrócę do Paryża i użyję wszelkich wpływów, żeby odwołano ten fatalny wyrok. A ty, powtarzam, czuwaj nad swojem życiem i nie zapominaj, że w ten sposób czuwasz jednocześnie nad mojem.
Matka i syn zamienili jeszcze pocałunek, poczem Michał odprowadził baronową do drzwi. Courtin, jako wierny sługa, czuwał u stóp schodów. Pani de la Logerie poprosiła go, by jej towarzyszył do zamku.
Gdy Michał, zamknąwszy drzwi, odwrócił się, ujrzał Bertę z uśmiechem szczęścia na ustach, z twarzą, opromienioną miłością. Czekała na chwilę, gdy pozostaną sami, by rzucić się w objęcia młodzieńca. Gdyby mrok nie był już zaległ zupełnie w izdebce, wyraz zakłopo-
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/675
Ta strona została przepisana.