Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/676

Ta strona została przepisana.

tania, jaki odmalował się na twarzy barona, gdy objął uściskiem narzeczoną, nie byłby uszedł uwadze Berty.
— A więc — rzekła — teraz, mój drogi, nic już nie może nas rozłączyć, mamy zezwolenie mojego ojca i twojej matki.
Michał milczał.
— Jedziemy tej nocy, nieprawda?
Michał nie odpowiadał Bercie podobnie, jak poprzednio nie odpowiadał matce.
— I cóż, dlaczego nic nie mówisz? — spytała młoda dziewczyna.
— Bo nasz wyjazd jest jeszcze bardzo niepewny — odparł Michał.
— Jakto, czy nie przyrzekłeś matce, że odjedziesz tej nocy?
— Powiedziałem matce: „Będzie to zależało od niej“.
— A więc owa ona, czyż to nie ja? — spytała Berta.
— Jakto! — rzekł Michał — Berta, taka rojalistka, taka pełna poświęcenia, opuściłaby Francyę, nie pomyślawszy o tych, których tu pozostawia?
— Co chcesz przez to powiedzieć? — spytała młoda dziewczyna.
— Że marzę o czemś wznioślejszem i pożyteczniejszem, niż moja własna wolność, niż moje własne ocalenie — odparł młodzieniec.
Berta patrzyła na niego ze zdumieniem.
— Że marzę o wolności i ocaleniu księżnej — dodał Michał.
Berta wydała okrzyk. Zaczynała rozumieć.