Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/680

Ta strona została przepisana.

— A dokąd dążycie?
— Do Rosny.
— Dobrze! trzeba przejść przez kościół Zbawiciela, a tam znajdzie pan, panie de la Logerie tego, którego pan szuka.]
— A! — rzekł Michał nieco zdumiony — to wy mnie znacie?
— Jeszczeby też!
— W takim razie trzeba odprowadzić konia do mnie.
— Zrobi się.
Michał wsunął ludwika w rękę stajennego, uszczęśliwionego taką dobrą gratką, i ruszył w drogę pieszo. Gdy przybył przed kościół Zbawiciela, zakrystyan zamierzał właśnie zamykać drzwi kościelne. Kilku żebraków, którzy spędzili dzień w przedsionku, zbierając jałmużnę od wiernych, uklękło pod organami, by odmówić modlitwę wieczorną. Michał zaopatrzył się w znak, po którym — tak go objaśniła Berta — ojciec Eustachy, również żebrak z pod kościoła, miał poznawać każdego szuana. Była to gałązka ostrokrzewu przy kapeluszu.Michał zdjął tę gałązkę i upuścił ją przede drzwiami kościoła. Dwaj żebracy, przechodząc, nie zwrócili na nią uwagi.
Trzeci, mały, suchy wątły staruszek, spostrzegając zielone liście na płytach kamiennych, schylił się, podniósł gałązkę i z niepokojem rozglądał się dookoła. Wówczas Michał wyszedł z za filaru, gdzie się ukrył. Ojciec Eustachy — on to był bowiem — spojrzał na niego. Michał zbliżył się i szepnął:
— Przybywam z Południa.
— A dokąd dążycie? — spytał żebrak.