Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/681

Ta strona została przepisana.

— Do Rosny — odparł Michał.
Wyszli na miasto, żebrak szedł naprzód, Michał o jakie sześć kroków za nim. W ciasnej i ciemnej uliczce żebrak zatrzymał się przed nizkiemi drzwiami w murze, okalającym ogród, poczenm wskazał znakiem Michałowi te drzwi i znikł w ciemnościach. Michał spostrzegł wówczas, że przewodnik jego wsunął gałązkę ostrokrzewu w kółko żelazne, które służyło za kołatkę. Baron zrozumiał tedy, że jest na razie u celu, podniósł kółko i opuścił je.
Na ten odgłos otworzyło się okienko we drzwiach i głos męski zapytał, czego przybysz sobie życzy. Michał powtórzył hasło, poczem został wprowadzony do nizkiego pokoju na parterze, gdzie siedział otulony w szlafrok i czytał gazetę pan jakiś, którego widział owego wieczora w zamku Souday, kiedy generał Dermoncourt zjadł obiad, przygotowany dla Petit-Pierre’a, i którego następnie ujrzał znów, z fuzyą w ręku, w wigilię bitwy w Chêne. Pan ten poznał niezwłocznie Michała i wstał, by go powitać.
— Zdaje mi się, że widziałem pana w naszych szeregach — rzekł.
— Tak, panie — odparł Michał — w wigilię bitwy w Chêne.
— A nazajutrz? — spytał z uśmiechem jegomość w szlafroku.
— Nazajutrz uczestniczyłem w bitwie w Pénissiére, gdzie zostałem raniony.
— Czy zechciałby mi pan powiedzieć swoje nazwisko?.
Michał powiedział je, a pan w szlafroku zajrzał do