Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/682

Ta strona została przepisana.

notatnika, który wyjął z zanadrza, skinął głową z zadowoleniem i spytał:
— A teraz, niechże pan powie, co pana tu sprowadza?
— Chęć zobaczenia się z Petit-Pierre’m i oddania mu wielkiej usługi.
— Przepraszam pana, ale nie można dostać się w ten sposób do osoby, o której pan mówi. Wiem, że możemy liczyć na pana, wszelako zrozumie pan, że wizyty w domu, który dotychczas zdołaliśmy szczęśliwie uchronić od czujności policyi, byłyby zdradliwe. Niechże pan zwierzy mi się ze swoimi projektami, a ja dam panu odpowiedź, jakiej pan może się spodziewać.
Michał wtajemniczył tedy w swoje zamiary pana w szlafroku, który słuchał go z wzrastającą uwagą i rzekł, gdy baron skończył:
— Doprawdy, Opatrzność pana zsyła! Idę natychmiast po rozkazy do Petit-Pierre’a.
— Czy pójdę z panem? — spytał Michał.
— Nie; chłopski strój pana obok mego ubrania mieszczańskiego zwróciłby uwagę szpiegów, którymi jesteśmy otoczeni. W jakim zajeździe pan stanął?
— Pod „Świtem“.
— Jest pan u Józefa Picaut’a; niema się czego obawiać.
— Rzeczywiście — rzekł Michał — ta twarz wydała mi się znajoma. Ale czy pan jest jego pewny?
— Jak siebie i pana! Można mu tylko chyba zarzucić, że jest nadmiernie gorliwy. Niech pan pamięta, że podczas pobytu Petit-Pierre’a w Wandei sześciuset chłopów przeszło znało jego różne schronienia i jest to najpiękniejszy tytuł do chwały tych biednych ludzi, że