Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/687

Ta strona została przepisana.
XI.
W którym sprawy miłosne Michała zaczynają przybierać obrót pomyślniejszy.

Michał, pod pozornym spokojem, był gwałtownie wzburzony; na myśl, że niebawem ujrzy Maryę, dech zamierał mu w piersi, serce wzbierało rozrzewnieniem, krew żarem paliła w żyłach. Nie wiedział, co z tego wszystkiego wyniknie, ale stanowczość, z jaką, wbrew zwyczajowi swemu, postąpił z matką i z Bertą, przyniosła mu takie zwycięstwo, że zdecydowany był tę samą stanowczość zastosować do Maryi. Rozumiał, że nadeszła chwila rozstrzygająca, że z jego postanowienia wyniknie szczęście wieczne, lub też bezpowrotna niedola.
Siedział już tak blizko godzinę, śledząc oczyma wszystkie postacie ludzkie, zbliżające się do zajazdu, gdy nagle ujrzał cień nadchodzący spiesznie od strony ulicy du Château; cień ten prześlizgiwał się pod murami domów, chyłkiem, na palcach, tak, że nie było słychać najlżejszego odgłosu kroków. Po odzieży Michał poznał, że to kobieta, ale nie przypuszczał, by to być mogła księżna, albo Marya — żadna z nich nie przyszłaby chyba sama.
Wszelako niebawem nadchodząca kobieta zatrzymała się przed zajazdem, poczem rozległo się trzykrotne pukanie do drzwi. Michał jednym susem znalazł się na schodach, zbiegł, co tchu, otworzył drzwi i ujrzał przed sobą, otuloną w pelerynę, Maryę. Imiona wzajemne, to wszystko, co mogli wymówić oboje, stając znów oko w oko; poczem Michał pochwycił młodą dziewczynę za