Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/688

Ta strona została przepisana.

rękę, poprowadził ją śród ciemności do pokoju na pierwszem piętrze i zaledwie drzwi zamknął za sobą, padł na kolana.
— Maryo, Maryo — zawołał — a więc to ty! zdaje mi się, że marzę, że jestem igraszką snu rozkosznego! Maryo, mój aniele, moje życie, ukochanie moje, pozwól, niech cię do serca przytulę!
— Michale — odparła młoda dziewczyna — daremnie usiłując pokonać ogarniające ją wzruszenie — i ja szczęśliwa jestem, że cię widzę... Ale, powiedz, byłeś raniony, biedaku?
— Tak, tak; ale nie rana przyprawiała mnie o cierpienia, tylko rozłąka ze wszystkiem, co mam najdroższego na świecie... Och! Maryo, wierząj mi, śmierć jest bardzo nielitościwa, skoro nie przybyła na moje prośby.
— Michale, jak możesz tak mówić? zapomnieć o tem, co Berta uczyniła dla ciebie?
Ale na dźwięk imienia Berty, Michał, zdecydowany nie ulegać już woli Maryi, zerwał się z klęczek i zaczął chodzić po pokoju krokiem, który zdradzał jego wzruszenie. Marya, odczuwając, co się dzieje w sercu młodzieńca, rzekła z najwyższym wysiłkiem:
— Michale, zaklinam cię, błagam cię w imię wszystkich łez, jakie wylałam, na wspomnienie o tobie, mów do mnie jedynie, jak do siostry! nie zapominaj, że wkrótce będziesz moim bratem.
— Twoim bratem! ja, Maryo? — spytał młodzieniec, potrząsając głową. — O! co do tego postanowienie moje jest niezłomne: nigdy! słyszysz? Wyrwałaś mi okrutnie przysięgę; nadużyłaś miłości mojej, żeby zażądać, bym się ciebie wyrzekł! Ale wszystko we mnie buntuje