gotne, widocznie niedawno ktoś się nią posługiwał. Baron powrócił oznajmić tę wieść swoim towarzyszkom, poczem wsiedli wszystko troje do łódki; gdy wypłynęli na środek Loary, Petit-Pierre, który siedział przy sterze, pochylił się nagle naprzód i zawołał:
— Jest! jest!
— Kto? co? — spytali jednocześnie Marya i Michał.
— Statek! statek! tam, tam, patrzcie!
I Petit-Pierre wskazywał w dół rzeki, w kierunku Paimbeuf.
— Nie — rzekł Michał — to nie może być ten sam.
— Dlaczego?
— Dlatego, że zamiast płynąć ku nam, oddala się.
W tej chwili zawijali do krańca wyspy. Michał wyskoczył na ląd, dopomógł wysiąść towarzyszkom i, nie tracąc sekundy czasu, pobiegł na przeciwległy kraniec wyspy.
— Tak, tak, to nasz statek! — wołał, powracając. — Do łódki! do łódki! co tchu!
Wszystko troje wskoczyli znów do łódki; Petit-Pierre powrócił do steru, Marya i Michał chwycili za wiosła i, wytężając wszystkie siły, kierowali łódką w stronę statku. Unoszona nadto przez prąd, łódka płynęła bardzo szybko naprzód i istniała możliwość, że dogoni statek, jeśli ten nie przyśpieszy biegu. Ale nagle ujrzeli podnoszące się na linach masztów płótna — „Jeune-Charles“, korzystając z wiatru, który się podniósł, rozpinał wszystkie żagle.
Michał był w rozpaczy; w jednej chwili uprzytomnił sobie wszystkie skutki odpłynięcia statku. Chciał wołać, krzyczeć, ale Petit-Pierre zabronił w imię rozwagi.
— Widocznie — rzekł wesoło, bo wesołość nie opu-
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/693
Ta strona została przepisana.