Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/701

Ta strona została przepisana.

puszczał bowiem, że jest to marynarz wysłany przez kapitana, by przewieźć Michała na pokład. Wszelako omylił się, człowiek z wędką ani drgnął.
— Zdaje mi się jednak — rzekł tylko — że kochany pan nie zna pierwszej zasady sztuki rybołówstwa.
— Jakaż to zasada? — spytał Courtin.
— Kto chce łowić ryby, ten musi się strzedz czterech rzeczy.
— Jakichże to?
— Wiatru, psów, kobiet i gadułów.
— Ba! przekonacie się niebawem, że moje gadulstwo nie jest takie natrętne, gdy wam zaproponuję kilka, powiedzmy pięć, franków za wyświadczenie mi przysługi.
— Tylko bez tych ceregieli, prosto z mostu, czego chcecie ode mnie?
— Żebyście mnie przewieźli w swej łódce do „Jeune-Charles“.
— Co to jest „Jeune-Charles“? — spytał marynarz z miną najniewinniejszą w świecie.
— To — odparł Courtin, pokazując mu kapelusz nieprzemakalny, który podniósł z ziemi, a na którym widniał dokoła główki napis: LE JUENE-CHARLES.
— Ale macie też dobry wzrok, skoro przeczytaliście to po ciemku! A czego chcecie na tym statku?
— Jestem dzierżawcą pani baronowej de la Logerie.
— Co więcej?
— Przybywam w jej imieniu powiedzieć, że wszystko stracone, że zamiar ucieczki wykryto i że trzeba, żebyście odpłynęli jak najśpieszniej.
Sufficit! — odparł marynarz — ale to nie moja rzecz. Jestem tylko porucznikiem. Zawiozę was do kapitana, któremu opowiecie wszystko.