Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/703

Ta strona została przepisana.

ląd z honorami, na jakie zasługujesz, to jest dostaniesz taką pamiątkę pletnią, że ją popamiętasz.
Courtin zrozumiał teraz, że pani de la Logerie, według wszelkiego prawdopodobieństwa, umówiła z kapitanem jakieś hasło, a tego hasła on, Courtin, nie znał. Zanim jednak zdążył odpowiedzieć, rozległo się od przodu statku głośne nawoływanie: ohe. Na ten okrzyk, kapitan zwrócił się do chłopca okrętowego, który stał z latarnią w ręku.
— A ty co tu robisz, łajdaku, kanalio jakaś? — krzyknął kapitan. — Tak to stoisz na stanowisku! — Poczem zwrócił się do porucznika: — Nie pozwól wchodzić na pomost, dopóki się nie dowiesz, kto to jest.
Ale jeszcze nie skończył, a nowy przybysz, wdrapawszy się po wiszącej linie, już był na pomoście.
Kapitan wziął latarnię, którą chłopiec okrętowy upuścił ze strachu, skierował się do nieznajomego i, schwyciwszy go za kołnierz, wrzasnął:
— Jakiem prawem wchodzisz na mój statek tak, bez ceremonii?
— Wchodzę, bo mam tu interes — odparł przybyły. — Ale niechno mnie pan puści. Nie ucieknę przecież, skoro przybywam z własnej woli.
— Ale, do stu tysięcy psów morskich! przecież, trzymając cię za kark, nie zamykam ci gęby!
— Nie mogę mówić, gdy jestem skrępowany w ruchach — odparł przybysz, którego ton kapitana bynajmniej nie onieśmielił, a w którym czytelnicy nasi poznali niewątpliwie prawdziwego wysłańca Michała, to jest Józefa Picaut’a.
Kapitan puścił go, on zaś wsunął rękę do kieszeni i podał kapitanowi chustkę, którą mu dał młody ba-