rze pochwycili Picaut’a, zerwali z niego kurtkę i rozdarli na nim koszulę. Wówczas kapitan zbliżył się do niego, uderzył go silnie dłonią w obnażone ramię i dwie litery, któremi naznaczono szuana w galerach, zarysowały się wyraźnie na jego skórze. Ta napaść była taka gwałtowna i nagła, że Picaut nie zdążył się obronić; zrozumiawszy o co chodzi, nadludzkimi wysiłkami próbował się wyrwać, ale musiał uledz przeważającej sile trzech ludzi.
— Skrępować mu nogi i łapy! — wrzasnął kapitan, sądzą moralność tego człowieka na podstawie świadectwa, jakie nosił na ramieniu — i przywiązać go na dnie, między dwiema beczkami. — Poczem, zwracając się do Courtin’a, z którego piersi wyrwało się westchnienie ulgi, dodał: — Przepraszam cię bardzo, czcigodny urzędniku, że cię porównałem z hultajem tego rodzaju; ale bądź spokojny, jeśli ci podpalą stodołę, zanim upłyną trzy dobre lata, możesz być pewien, że to nie on ogień podłoży.
Poczem, nie tracąc czasu, wszedł na pomost, kazał sprowadzić Courtin’a do łodzi i wydał marynarzom rozkaz jak najszybszego wyruszenia w drogę.
Courtin, przybiwszy do brzegu, ukrył się tam, gdzie dostrzegł poprzednio rybołówcę, i postanwił czekać. Zaledwie upłynęło pół godziny, ujrzał nadchodzącego Michała, a w dwóch osobach, które mu towarzyszyły, poznał Maryę i Petit-Pierre’a. Nietrudno się domyślić, że nie stracił ich z oczu ani na jedną chwilę, że śledził ich wzrokiem, gdy płynęli na rzece, w poszukiwaniu statku, i, że wreszcie, gdy udali się w drogę powrotną do Nantes, szedł za nimi tak ostrożnie, iż przez całą drogę nie spostrzegli, że są szpiegowani.
Niemniej jednak jego to dostrzegł Michał na rogu
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/707
Ta strona została przepisana.