modzielnośc, i był głęboko dotknięty w swojej ambicyi żołnierskiej i w swoich uczuciach patryotycznych.
— Czego chcesz? — spytał Courtin’a, mierząc go wzrokiem od stóp do głowy.
Courtin złożył ukłon, zginając się w pół.
— Panie generale — rzekł — czy pan generał pamięta jarmark w Montaigu?
— Do kroćset! naturalnie, jak gdyby to było wczoraj.
— Pozwolę sobie tedy przypomnieć panu generałowi, że ja to wówczas wskazałem schronienie Petit-Pierre’a.
— A!... I cóż, czego chcesz dzisiaj? Mów i streszczaj się.
— Chcę panu generałowi oddać tę samą przysługę, co wówczas.
— O, mój drogi, od miesiąca ze dwudziestu błaznów twojego gatunku przychodziło sprzedawać nam kota w worku... przeszukaliśmy ze sześć mieszkań, a kota, jak niema tak niema.
— Panie generale, mam prawo do tego, żeby pan wierzył moim informacyom, skoro już raz dowiodłem, że dostarczam wiadomości pewnych. Zaręczam, że, zanim minie doba, będę wiedział ulicę i numer.
— Przyjdź do mnie wtedy.
— Ale, panie generale, chciałbym... — Courtin urwał.
— Co? — spytał generał.
— Mówiono o wynagrodzeniu i chciałbym...
— A! tak — rzekł generał, spoglądając na Courtin’a z wyrazem najwyższej pogardy. — Ale z tem nie do mnie zwracać się trzeba. Przysłano nam z Paryża pewnego pana specyalnie upoważnionego do przeprowa-
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/712
Ta strona została przepisana.