dzenia tego interesu. Do niego zatem, gdy już będziesz miał zdobycz, zgłoś się po zapłatę za dostawę.
— Tak też uczynię, panie generale. Ale, skoro już raz dałem panu generałowi takie dobre informacye, czy nie zechciałby mnie pan wynagrodzić?
— Jeżeli uważasz, że jestem ci coś winien, mów, słucham.
— Gdyby pan generał zechciał mi powiedzieć, ile przeznaczono dla tego, kto wyda w ręce pańskie Petit-Pierre’a....
— Może jakie pięćdziesiąt tysięcy franków... Nie wiem, to nie moja rzecz.
— Pięćdziesiąt tysięcy franków! — zawołał Courtin, cofając się, jak gdyby go kto ugodził w serce — pięćdziesiąt tysięcy franków, ależ to nic!
— Masz słuszność i niewarto, mojem zdaniem, być podłym za taką marną cenę! Ale, powiesz to tym, których to obchodzi. Co do nas, jesteśmy skwitowani, nieprawda? Uwolnij mnie tedy od swojej obecności. Żegnam
I generał powrócił do pracy, którą przerwał, by przyjąć Courtin a, który teraz, złożywszy nizki ukłon, wycofywał się z pokoju, mniej zadowolony, niż gdy do niego wchodził.
Nie wątpił, że generał znał doskonale sumę wyznaczoną, jako cenę zdrady; z tego zaś, co od niego usłyszał, Courtin wywnioskował, że jego znajomy z Aigrefeuille był owym panem przysłanym przez rząd z Paryża. Postanowił tedy nie działać już bez niego i zawiadomić go co rychlej o tom, co zaszło.
Nie bez trudności odnalazł pod wskazanym adresem w najuboższej dzielnicy miasta, w głębi zaułka błotnistego, wilgotnego, zabudowanego domami cuchnącymi, pełnego sklepów gałganiarzy i starej tandety — mały
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/713
Ta strona została przepisana.