Pan de Souday obawiał się, że statek, nawijając do przystani, może zwrócić uwagę policyi nadbrzeżnej; nie chciał, żeby mu wyrzucano, iż, dla względów osobistych, naraził ocalenie Petit-Pierre’a, i postanowił, że przeciwnie, on z córką wypłynie na morze, na spotkanie statku.
Jakób, mający stosunki na całem wybrzeżu, znalazł rybaka, który za kilka ludwików zgodził się podwieźć margrabiego i Bertę do statku. Statek rybaka znajdował się zdala od przystani, tak, że pan de Souday z córką zdołał wsiąść, zmyliwszy czujność celników, pilnujących wybrzeża. W godzinę później, wrazi z przypływem, rybak i jego dwaj synowie, stanowiący załogę, podnieśli kotwicę i wypłynęli na pełne morze. Ponieważ do świtu brakło jeszcze z pół godziny, przeto margrabia, skoro tylko odbili od brzegu, wyszedł z kryjówki pod pomostem, a rybak, ujrzawszy go, jął wypytywać.
— Pan mówi — pytał — że statek, na który pan czeka, ma wypłynąć z rzeki?
— Tak — odparł margrabia.
— O której godzinie miał odpłynąć z Nantes?
— Między trzecią a piątą rano — odpowiedziała Berta.
— Przy tym wietrze — rzekł rybak — za cztery godziny może być tutaj, powinniśmy go zobaczyć około ósmej albo dziewiątej. Tymczasem zaś, nie chcąc zwrócić uwagi straży nadbrzeżnej, zarzucimy sieć, co nam pozwoli płynąć zygzakowato u ujścia rzeki, bez obudzenia podejrzeń.
Margrabia przyjął skwapliwie propozycyę tej rozrywki, dopomógł zarzucić sieć i z radością dziecka przyglądał się węgorzom morskim, płaszczom, rajom, ostrygom, które sieć ta wydobywała z głębiny morskiej.
Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/715
Ta strona została przepisana.