Jeszcze sekunda, a poszlibyśmy na dno morza zastąpić ryby, które wyłowiliśmy. A ile ten łajdak ma płótna! rozpiął wszystkie żagle. Ale też leci! leci!
— Musimy go jednak dogonić — zawołała Berta bo to jest „Jeune-Charles“!
I wskazała ojcu szeroką białą tablice na przedzie statku, na której widniał napis złotemi literami:
— Dalibóg, masz słuszność, Berto! — zawołał margrabia. Zawracaj zatem, przyjacielu, zawracaj! Ale czem się to dzieje, że niema na nim znaku umówionego z panem de la Logerie? Dlaczego zwłaszcza, zamiast dążyć w kierunku zatoki Bourgneuf, gdzie mieliśmy czekać na niego, płynie na zachód?
— Może zdarzył się jaki wypadek — odezwała się Berta, blada, jak chusta.
— Byleby nie Petit-Pierre’owi! — szepnął margrabia.
— Byleby nie Michałowi — szepnęła ciszej jeszcze Berta.
— Tymczasem jednak — rzekł margrabia trzeba wiedzieć, czego się trzymać.
Barka rybacka zawróciła przez ten czas z wiatrem, co wpłynęło na znaczne przyśpiesznie jej biegu, tak, że rybak mógł zawołać na dwumasztowiec. Kapitan ukazał się na moście.
— Czy płyniecie z Nantes? — spytał rybak, utworzywszy tubę z dłoni.
— A tobie co do tego? — odburknął kapitan.
— Bo mam tu pasażerów dla pana! — krzyknął rybak. — Czy pan nie czeka na pasażerów?
— Czekam tylko na dobry wiatr, żeby przepłynąć za przylądek Finistére.